Kiedy formatowanie staje się walką o życie
Odcinek 1 – Zlecenie na minie
Wyobraź sobie, że ktoś oddaje Ci dokument – RAPORT 300 stron!, który przez wiele tygodni przechodził przez ręce analityków, ekspertów, recenzentów. Każdy coś dopisał, coś poprawił, coś „zrobił po swojemu”. Praca w trybie śledzenia zmian, porozjeżdżane tabele, ukryte entery, ręczne style, dziesiątki modyfikacji bez ładu.
A teraz – ostatni dzień. Raport ma iść do klienta. Ważnego klienta.
I wtedy dzwoni telefon.
– Czy możesz pomóc ogarnąć techniczny bałagan w Raporcie?
To był dokument na podstawie mojego szablonu. Poczułam lodowaty strach. Co jest nie tak? Co w szablonie nie zadziałało?? Trzęsłam się jak osika.
Odcinek 2 – Gotowość bojowa
Dziś mam inne zobowiązania. Wsiadam do pociągu do Warszawy. Po chwili… zawracam do domu, bo klient mnie przecież potrzebuje. Biorę dwa laptopy pod pachę – jestem w gotowości.
A tu jednak… Raportu nie będzie. Przesunięcie na przyszły tydzień.
Ulga?
– Nie. Tylko więcej czasu na nerwy.
Poniedziałek: nic.
Wtorek: nic.
Środa: „jutro po południu raport będzie gotowy”.
Odcinek 3 – Życie się nie zatrzymuje
Czwartek, 15:00 – Raport trafia na moje biurko. Dokumentu wygląda pięknie, ale… tylko na pierwszy rzut oka.
Formatowanie woła o pomstę, a detale są nie do przyjęcia. Nikt już nie ma siły się tym zająć. Ale to idzie do zarządu. Do klienta. Do ludzi, którzy oceniają nie tylko treść, ale i klasę przekazu.
Tyle że moje życie się nie zatrzymało.
Nie mam dziś samochodu – w warsztacie.
Mąż – w delegacji.
Mróz jak diabli.
A ja w czwartki zwykle kursuję, jak Uber wożąc moje 8 letnie dziecko na zajęcia terapeutyczne.
16:00 – rowerem pod szkołę, synek szybki obiad a ja do komputera a zaraz znów w drogę
17:30 – razem rowerami pędzimy przez miasto na zajęcia, potem ja wracam do domu do komputera
18:30 – może drugie auto ruszy? – niestety nie odpala, marnuję cenny czas walcząc z rozrusznikiem i nic
18:45 – spóźniona 10 minut znów ruszam rowerem spod domu po synka
w końcu wracamy, ja do komputera, on na Xboks, bo nie mam czasu pilnować dziś jego pracy domowej
Między kolejnymi kursami – poprawiam raport.
Odcinek 4 – Presja i perfekcja
20:00 – odkrywam, że autokorekta była wyłączona. Walczę dalej. Teraz do Walki o Strukturę dochodzą Literówki + Format.
21:00 – wprowadzam zmiany pod kątem zmęczonej Pani Mecenas, która już nie ma siły analizować czcionek i stylów.
21:15 – wysyłam dokument.
Finalnie Klient zadowolony.
To i ja szczęśliwa.
Ale wiem, że to jeszcze nie koniec.
Zapisuję wszystkie spostrzeżenia, bo podczas pracy nad tym konkretnym Raportem wypłynęły potrzeby udoskonalenia samego szablonu.
Będę pracować dalej, bo wiem: to, co się wydarzyło, pokazuje, że szablon to nie tylko technikalia. To kręgosłup całej pracy.
22:00 – padam na twarz.
Odcinek 5 – Granice i rachunki
Minął tydzień. OMG, to znów szalony czwartek. Tym razem nie jestem Uberem ale jest to mój ostatni dzień roboczy przed 5 dniowym warsztatem – wyjazdem bez telefonu i komputera. Siadam do szablonu już o 7:00 rano. Kończę o 22:00 z rozsądku. Rano w piątek jeszcze do 9:00 ostatni sprint z ostatnimi szlifami, bo o 10:00 muszę wyjść na pociąg do Wrocławia. Nie jestem spakowana!!!
Wysyłam poprawioną wersję – udało się wprowadzić wszystkie wyłapane wcześniej zmiany moje i Klienta. Zmęczona jak Mops.
Odcinek 6 – Czy warto?
Klient:
– Ale czy to naprawdę tyle czasu zajęło?
– czy to musi tyle kosztować?
– dlaczego pani zepsuła załącznik
– prosimy o wyjaśnienia
Bo to miały być bezpłatne poprawki.
Kurtyna.
Zostaję z pytaniami:
– Czy przekraczam siebie?
– Czy to już wypalenie, czy jeszcze pasja?
– Czy da się to robić dobrze i nie tracić siebie po drodze?
Wiem jedno:
Czasem to nie raport potrzebuje ratunku. Tylko ludzie za nim.